Laptop zalany herbatą...

piątek, 27 sierpnia 2010
Przedwczoraj stała się rzecz straszliwa, po raz pierwszy w życiu zalałem laptopa! Wkurzyłem się na maksa. Zawsze uważam i pilnuję komputera jak oka w głowie, a tu taki wypadek...

Pod wieczór przygotowałem sobie herbatę - nie słodzoną - postawiłem ją pół metra od uruchomionej toshiby. Chwilę później, sięgnołem dłonią po filiżankę i nagle zahaczyłem o prawą krawędź matrycy. Na szczęście nie wylała się cała herbata, mokro było głównie w rejonie głośników. Jak na złość została też lekko zalana klawiatura laptopa.

Szybko odłączyłem toshibę od zasilania i pobiegłem po papierowe ręczniki. Udało mi się zebrać cały wylany napój oraz wysuszyć klawiaturę suszarką. Jednak już na wstępie popełniłem poważny błąd, nie odwróciłem laptopa do góry spodem, tak żeby wylała się reszta herbaty między klawiszami... Zrobiłem to dopiero po ok. 30 minutach, gdy zdecydowałem rozebrać obudowę. Niestety nie wszystkie plomby chciały puścić i musiałem skręcić obudowę z powrotem. Nie pozostało mi nic innego jak znowu położyć na klawiszach kilka papierowych ręczników i zostawić na noc odwrócony komputer...

Rano w zdenerwowaniu zrobiłem najśmieszniejszą rzecz na świecie :) Uruchomiłem laptopa, czarno na ekranie... świecą się tylko dwie diody. Pomyślałem "No to ładnie, komp bez gwarancji. Będę musiał iść do serwisu i wydać 1000 zł na naprawę". Zadzwoniłem do serwisu toshiba i umówiłem się na dzisiaj rano.

Jakież było moje dzisiejsze zdumienie, gdy w nocy przyśniło mi się że przecież w dzień wypadku z wyciągnąłem z laptopa kości RAM! Wkładam pamięć i wszystko działa jak kiedyś, nawet klawisze się nie zacinają. Miałem duże szczęście, obeszło się bez zbędnych kosztów i śmiechu w serwisie.

0 komentarze:

Prześlij komentarz